piątek, 24 września 2010

Zakopane

Rozpoczął się weekend, a ja nie zamieściłam jeszcze relacji z naszej zeszłotygodniowej wyprawy do Zakopanego.
Pojechaliśmy spontanicznie, pogoda była cudowna, hotel odrobinę nas rozczarował, jak i tłumy turystów. Gdy jednak omija się Krupówki i Gubałówkę, można znaleźć jeszcze w Zakopanem kilka zacisznych, romantycznych miejsc oraz restauracji i kawiarni z wolnymi stolikami. Morskie Oko, choć oblegane, zapiera dech w piersi...

Szmaragdowe Morskie Oko.

Wodogrzmoty Mickiewicza.

Spacer do Morskiego Oka był długi i dość wyczerpujący, a trudy wynagrodziły nam tylko widoki, ponieważ kwaśnica w schronisku przy jeziorze była cienką zupą-wywarem z kapusty, przypominającą raczej dietę Kwaśniewskiego niż specjał góralski. Wieczorem wybraliśmy się więc do wcześniej upatrzonej Karczmy Ślimak.
Restauracja mieści się na Krupówkach pod numerem 77, ale jest trochę na uboczu i nie mieliśmy problemów ze znalezieniem wolnego stolika. Podczas dwóch wizyt próbowaliśmy różnych dań: rydzy na maśle, kwaśnicy, placka z gulaszem, żeberek glazurowanych, pierogów i klasycznego schabowego. Wszystkie dania wzbudziły nasz zachwyt. Również obsługa nie rozczarowała, kelner dbał o nas przez cały czas, ale robił to dyskretnie.
Jeśli będziecie w Zakopanem, polecam Restaurację Ślimak. Karta dań jest bogata, ale nie przytłaczająca. Znajdują się w niej dania góralskie z nutą fusion, podane niestandardowo, zmodernizowane oraz popularne klasyki. I jeszcze mały fotoreportaż:

Restauracja Ślimak




Przytulne wnętrze restauracji


Rewelacyjny oscypek z sosem żurawinowym, sałatą i octem balsamico


Rudy, rudy rydz...


Klasyk: schabowy z kapustą


Pierogi z bundzem, okraszone suszonymi pomidorami i cukinią


Mięliśmy ochotę spróbować również specjałów z innej słynnej zakopiańskiej knajpy - Chaty Zbójnickiej, ale nie było nam dane. Chata otwierana jest o 17:00, ale kiedy zjawiliśmy się za pięć piąta pod drzwiami, właścicielka kazała nam czekać do 17:00. Kiedy jednak o 17:15 drzwi restauracji pozostawały nadal zamknięte, światła zgaszone i nie działo się nic, odwróciliśmy się na pięcie. Słynna góralska "gościnność" odebrała nam apetyt.

A na koniec kilka zdjęć lokali, w których nie jedliśmy, ale które nas rozbawiły:









poniedziałek, 13 września 2010

Ryż z jajkiem i groszkiem

Klasyk rodem z Chin. To proste danie łatwo zepsuć, ponieważ mimo prostych składników, trzeba dodawać je w odpowiedniej kolejności, odpowiednio przygotowane.

Dla 4 osób potrzebne będą:

-ryż długoziarnisty (dwie torebki po 125g)
-groszek mrożony (kubek)
-4 jajka
-garść krewetek (gotowanych)
-cebula (duża)
-olej arachidowy
-smalec (opcjonalnie)
-jasny sos sojowy
-dymka ze szczypiorkiem posiekana

Ryż gotujemy dzień wcześniej i trzymamy w lodówce - będzie sypki. Przed rozpoczęciem gotowania obiadu, spulchniamy go w misce widelcem, aby rozdzielić ziarna.
W woku/dużej patelni rozgrzewamy 2 łyżki oleju arachidowego (lub zwykłego, ale broń boże nie oliwy!). Roztrzepane jajka smażymy na dosyć suchą jajecznicę, ciągle mieszając aby była w drobnych kawałkach. Jajka przekładamy na talerz, a do woka/patelni wlewamy trochę oleju i dodajemy łyżkę smalcu (opcjonalnie - ale smak potrwawy jest wtedy dużo lepszy). Na rozrzany olej wrzucamy pokrojoną na średnie kawałki cebulę i smazymy aż się zeszkli. Dodajemy kubek zamrożonego groszku i smażymy 2 minuty. Wrzucamy ryż i smażymy 3 minuty, cały czas mieszając. Dodajemy jajka i krewetki oraz dymkę ze szczypiorkiem. Doprawiamy trzema łyżkami jasnego sosu sojowego.

Cale danie przygotowujemy na maksymalnie rozgrzanym palniku i dlatego cały czas mieszamy, ale delikatnie, drewnianą łyżką, aby nie porozgniatac ryżu.
Mozna dodać mniej krewetek albo zastąpić je szynką. Wtedy szynkę podsmażamy po zeszkleniu cebuli, a przed dodaniem grzoszku. Ja wolę jednak krewetki i dlatego daję sporo krewetek koktajlowych, a potrawę dekoruję kilkoma większymi pięknościami. Totalnie dekadenckie!


Cebula, groszek i ryż.


Groszek i krewetki tworzą cudowny zestaw kolorystyczny, który może nie przeszedłby w modzie, ale w kuchni nie ma piękniejszego.


Gotowe danie.

Smacznego!

niedziela, 12 września 2010

Grzybobranie

Kiedy ja i moja Siostra byłyśmy dziećmi, miałyśmy cudowną grę Grzybobranie. Wydaje mi się, że nadal jest produkowana, ale tamta była wyjątkowa, starannie wykonana, grzybki były realistyczne, choć oczywiście miniaturowe. Obecna wersja nie jest taka ładna. Uwielbiałyśmy w nią grać.
Myślę, że wspomnienie tej zabawy wykształciło we mnie zamiłowanie do zbierania grzybów. Niestety, mieszkając w miejskiej dżungli, niewiele mam ku temu okazji. Ale wyprawa na targ, szukanie stoiska z najładniejszymi, przeglądanie zbiorów innych grzybiarzy, by wybrać odpowiednie do zamrożenia maślaki, podgrzybki do suszenia, prawdziwki na wykwitne danie - to też swego rodzaju grzybobranie, prawda?

Dzisiaj wybrałam się na pobliskie targowisko. Oto moje "zbiory".



To tylko mała część moich zakupów. Grupa reprezentatywna. A oto, jak je spożytkowałam:

Maślaki - tych grzybów nie myjemy, należy nożykiem oczyścić kapelusze z lepkiej skórki, z którą usuniemy wszystkie źdźbła trawy, piasek i nne zanieczyszczenia. Maślaki kroimy na średnie kawałki i obgotowujemy. W takim stanie można je zamrozić lub od razu wykorzystać, dodając do jajecznicy lub sosu.

Borowiki - Pod żadnym pozorem nie gotujemy tego szlachetnego grzyba. Myjemy delikatnie i osuszamy. Kroimy na cienkie plastry, najlepiej wzdłuż, tak aby zachować piękny przekrój grzyba z kapeluszem. Suszymy lub mrozimy, aby wykorzystać do wykwintnych dań zimą.

Podgrzybki - moim zdaniem powinny nazywać się raczej nadgrzybki, ponieważ są bardzo smaczne i aromatyczne. Nazwa podgrzybek jest krzywdząca. Te grzyby delikatnie czyścimy nożykiem, nie usuwając skórki. Kroimy na kawałki i w takiej postaci możemy je zasuszyć lub obgotować i zamrozić na później.

Niezależnie od tego, czy w potrawie wykorzystujemy grzyby świeże, suszone czy mrożone, wymagają one dosyć długiej i solidnej obróbki cieplnej (smażenia, gotowania). Są ciężkostrawne i nie przygotowane odpowiednio, mogą przyprawić o ból brzucha.

A mój dzisiejszy obiad...


... podgrzybki w śmietanie, z cebulą i natką pietruszki.

I rada mojej Mamy: nigdy nie pijcie zimnych napojów po grzybach. Ból brzucha murowany. Najlepszy kubek ciepłej herbaty.



czwartek, 2 września 2010

Dziś nie boję się wampirów...

... bo cały dom pachnie czosnkiem. Właśnie skończyłam zaprawiać ogórki. Jest to już druga partia, którą szykuję na wyraźną prośbę P. Oszacował, że osiem słoików nie wystarczy na zimę. Ogórki cierpliwie czekały trzy dni i dzisiaj się nad nimi zlitowałam. Teraz każdy mieszka już w słoiku.

Ogórki w kąpieli.


Ogórki wykąpałam w roztworze wody i środka uwuwającego woski, bakterie i pozostałości po pestycydach i nawozach.
A potem już do słoików z koprem, kilkoma (6-8) ząbkami czosnku i kawałkiem chrzanu. Całość zalałam osoloną, przegotowaną i ostudzoną wodą (łyżka soli na litr wody).
To przepis mojej Mamy.


Niech skisną!