piątek, 31 grudnia 2010

czwartek, 30 grudnia 2010

Postanowienia noworoczne

Co roku na przełomie grudnia i stycznia robię listę postanowień noworocznych. Część z nich realizuję z zapałem, a do innych brakuje mi chęci i konsekwecji, i lądują na kolejnej liście, przepisywane z roku na rok. Zaczęłam już układać zestawienie postanowień na 2011, a dla potrzeb bloga i dla zabawy zrobiłam też małą listę kulinarnych obietnic. Oto one.


Uroczyście przyrzekam, że w 2011 roku:
1. Odkurzę moje urządzenie do gotowania na parze i bedę częściej z niego korzystała.
2. Nauczę się robić chińskie pierożki gotowane na parze w bambusowym koszyku.
3. Wszystkie powycinane z gazet przepisy wpiszę do mojego Moleskin'a Recipe Journal (tak! dostałam od Mikołaja).
4. Będę piekła własny chleb, wykorzystując kamienną płytę, do której trochę się zniechęciłam po kilku nieudanych próbach.
5. Będę piła więcej wody mineralnej.

Jeśli chodzi o to ostatnie postanowienie, to czy wiedzieliście, że:


Woda stanowi do 70 procent wagi naszego ciała, 80 procent krwi, 70 procent samej masy mięśniowej i porażające 85 procent szarej materii, co może tłumaczyć, dlaczego odwodnieni ludzie wpadają w delirium dużo wcześniej niż ustaną ich inne funkcje życiowe. (...) Większość ludzi nie bierze pod uwagę, ile wody tracimy pasywnie podczas upałów albo mrozów. Pocenie się to oczywisty debet, ale w mroźnym suchym powietrzu tracimy dużo wilgoci przez skórę i oddech. W sumie tracimy dziesięć do dwunastu szklanek wody dziennie (nawet we śnie) poprzez oddychanie, pocenie się i wydalanie. Jak widać, nawet zalecane osiem szklanek dziennie może doprowadzić do deficytu. (...)
[Woda] Ma podstawowe znaczenie dla wszelkich funkcji życiowych i nawet pozbywanie się jej jest zdrowe, ponieważ wypłukuje zanieczyszczenia i zapobiega odkładaniu się minerałów. Woda pomaga również utrzymywać równowagę elektrolitową w organizmie i łagodzi wszelkie niedomagania, od skurczów  po bóle głowy, osłabienie i przemęczenie. (...) Zdrowe jedzenie zaspokaja 40 procent twojego zapotrzebowania na wodę, ale tylko w rozmaitych owocach i warzywach. Reszta zależy od ciebie, więc do dna!
Przeczytałam to w książce Mireille Guiliano "Francuzki nie tyją". Działa na wyobraźnię?

środa, 29 grudnia 2010

Smaluszek Babci

Zanim rok dobiegnie końca i zaczniemy stosować się do wszystkich postanowień o zdrowym odżywianiu i sportowym trybie życia, oddajmy się na chwilę najbardziej chyba grzesznej przyjemności... pajdzie chleba ze smalcem.
Zrobiłam go wczoraj, według przepisu mojej Buni, a ponieważ udał się doskonale, postanowiłam podzielić się efektami mojej pracy.



Jeśli chcecie zrobić taki smalec potrzebować będziecie:

80 dkg słoniny pokrojonej w drobną kostkę
2-3 duże cebule
2 kiełbaski wędzone (np.: myśliwskie)
3 -4 łyżki majeranku

W głebokim garnku, na bardzo małym płomieniu wytapiamy tłuszcz ze słoniny. Przy podanej ilości może to zająć około 40 minut. Po 20 minutach zwiększamy lekko płomień/moc palnika. W tym czasie na oddzielnej patelni posmażamy drobno pokrojoną kiełbaskę, aż będzie dobrze zrumieniona. Cebulę szatkujemy drobno.


Surowa słonina.

Myśliwska mocno podsmażona.

Kiedy słonina zarumieni się do takiego koloru, jak na zdjęciu poniżej, zwiększamy płomień/moc palnika i dodajemy cebulę.

Słoninka z cebulą.

Dodawanie majeranku.

Mieszamy drewnianą łyżką. Kiedy zauważymy pierwsze oznaki rumienienia się cebuli, zestawiamy garnek z palnika. Po minucie dodajemy kiełbaskę razem z tłuszczem z patelni i majeranek. Napełniamy słoiki i czekamy, aż smalec stężeje. Aby skwarki i cebula nie opadły na dno słoika, mieszamy smalec od czasu do czasu. Gotowe!
Smalec można lekko posolić podczas dodawania majeranku, ale ja wolę solić go na kanapce.

wtorek, 28 grudnia 2010

Boże Narodzenie c.d.

Dla tych, którzy tak jak ja, tęsknią już za Bożym Narodzeniem, mam bardzo dobrą wiadomość. Marks&Spencer rozpoczął wyprzedaż i do zdobycia w okazyjnej cenie są wszystkie świąteczne dekoracje i upominki. To doskonała okazja, by taniej kupić ozdoby choinkowe, kartki pocztowe i inne drobiazgi.

Zdjęcia: marksandspencer.com, kolaż: Serce Karczocha

Oszalałam na punkcie dzierganych choineczek i świec w kaształcie domku. Niestety, nie było ich już w sklepie, do którego dzisiaj poszłam. Zadowoliłam się więc nowymi foremkami do ciastek, które wzbogacą moją kolekcję i w przyszłym roku pierniki będą jeszcze bardziej urozmaicone.


Jeśli ktoś wie, który Marks&Spencer ma jeszcze poszukiwane przeze mnie rzeczy, dajcie proszę znać!

Blog Roku?

Za namową najbliższych zgłosiłam Serce Karczocha do konkursu Blog Roku 2010 organizowanego przez portal Onet.pl. Wszystko działa bardzo sprawnie, więc już po paru chwilach blog znalazł się na konkursowej liście w kategorii Moje zainteresowania i pasje.


Trzymajcie proszę kciuki za mój kulinarny pamiętnik. O kolejnych krokach i, miejmy nadzieję, etapach będę informowała na bieżąco.

niedziela, 26 grudnia 2010

Święta, święta...

Za kilkadziesiąt minut skończą się Święta Bożego Narodzenia, do którego tęskniłam i przygotowywałam się przez kilka tygodni. Było rodzinnie, wesoło i smacznie. Pojawił się Gwiazdor. Najmłodszych przytulał, a starszych rozbawił do łez. Wszystkim rozdał piękne prezenty, w równie ślicznych opakowaniach.




Prezentów było tak wiele, że nie zmieściły się w dwóch workach, a moje projekty origami miały w tym roku bardzo dużą konkurencję. Niebieskie paczki znalazły się pod choinką rodziców P.

W nadchodzącym tygodniu będziemy ze smakiem zjadać świąteczne "resztki", ale nie zabraknie też okazji do blogowania. W czwartek wyjeżdżamy na Sylwestra na Mazury, muszę więc przygotować smakołyki dla nas i naszych przyjaciół. Zatem do przeczytania!

piątek, 24 grudnia 2010

Nadeszły Święta...

... z tej okazji życzę Wszystkim cudownych, radosnych i smacznych chwil przy wigilijnym stole oraz w gronie najbliższych.

Karczochowa choinka na wołoskim targu warzywnym. Dekoracje: Serce Karczocha

! Wesołych Świąt !

czwartek, 23 grudnia 2010

Magiczny zeszyt

Chyba w każdej rodzinie jest taki zeszyt.



Ten należy do mojej Mamy, ma go od kiedy pamietam. Stworzyła tą mini książkę kucharską pełną notatek, zapisków,wycinków. Zeszyt kryje cudowne przepisy przekazywane z pokolenia na pokolenie oraz takie, które pojawiły się w rodzinie wraz z nowo "nabytymi" przyjaciółmi domu. Marzę, żeby poznać jego sekrety. Ale odczytanie większości przepisów jest trudniejsze niż rozszyfrowanie projektów Leonardo da Vinci. Mama stosuje sobie tylko znane skróty lub zapisuje wyłącznie składniki, resztę informacji zatrzymując w głowie. Myślę, że pora na uporządkowanie tego notesu. Może powstanie mała książka kucharska, bestseller 2011?

Przedświąteczny reisefieber

Już tylko jeden dzień do Wigilii! I nic nie mogę poradzić na to, że jak co roku, mimo że nie jestem już dzieckiem, czuję niesamowitą ekscytację. Miałam dzisiaj nawet kłopoty z zaśnięciem. Czy Wy też czujecie się, jak bohater tego filmu...?


Jakie byłoby nasze życie bez psów? Wiernych, cudownych, mądrych przyjaciół? O wiele bardziej ubogie, moim zdaniem. Mam nadzieję, że ten filmik wyszukany na You Tube sprawił Wam radość i umilił oczekiwanie na Mikołaja.

środa, 22 grudnia 2010

Wigilijne pierogi z grzybami

Drugi rok z rzędu odpowiadam za przygotowanie pierogów z grzybami na wigilijną kolację. Cieszę się, ponieważ wszyscy członkowie rodziny uwielbiają to danie, a nic nie przynosi większej satysfakcji, niż pochwała ugotowanego dania i apetyt biesiadników.
Korzystam z przepisu, który podała mi Mama. Pierogi z grzybami to wyższy stopień wtajemniczenia niż wersja mięsna. Farsz grzybowy jest mniej zwarty i ciasto trudniej zlepić. Poza tym drobnym mankamentem, to proste danie na które
potrzebne są:

trzy duże garście suszonych podrzybków
sucha bułka kajzerka
bułka tarta
jajko
0,5 kg mąki pszenna
kubek gorącej wody
sól, pieprz

Grzyby zalewamy wrzątkiem i moczymy przez 20 minut. Bułkę zalewamy ciepłą wodą na kilka minut. Podgrzybki odsączamy na sicie i mielimy maszynką o średnich ostrzach (tak, jak mięso na farsz do pierogów). Bułkę odsączamy i również mielimy. Mieszamy. Wbijamy jedno całe jajko, doprawiamy solą i pieprzem, a jeśli masa jest  zbyt rzadka, dodajemy kilka łyżek tartej bułki. Farsz gotowy.

Ciasto przygotowuję identycznie, jak na mięsną wersję tego dania, którą opisywałam wcześniej. Z podanch ilości składników otrzymacie około 40 pierogów o średnicy 5-6 cm.
Na każdy wycięty krążek ciasta nakłądam małą łyżeczkę farszu, zlepiam, nie przykładając się zanadto do stylu, ale zwracając uwagę, żeby brzegi pieroga były szczelnie sklejone.

Tak przygotowane pierogi mrożę surowe (metodę opisywałam w tym samym poście o pierogach z mięsem. Jest niezawodna.) i dopiero w Wigilię, kilka minut przed podaniem gotuję w osolonej wodzie przez 5 minut.

Namoczone podgrzybki.

Zmielone grzyby z bułką przed doprawieniem.

Wycinam krążki ciasta kieliszkiem, bo ma idealną średnicę.

Farszu nie może być za mało, ale i nie za dużo, bo ciężko wtedy skleić pierożek.

Musiałam spróbować, żeby mieć pewność, że są zjadliwe. Udały się znakomicie!


wtorek, 21 grudnia 2010

Choinka, a pod choinką...

Choć tego bardzo nie chciałam, musiałam dzisiaj odwiedzić galerię handlową i przebić się przez tłumy, robiących zakupy ludzi. Ponieważ jednak wszystkie podarunki kupiliśmy już wcześniej, udało mi się szybko wrócić do domu. A z wyprawy przywiozłam zdjęcie choinki z wystawy sklepu Benetton, który już w zeszłym roku zachwycił mnie dekoracją z małych sweterków (post adwentowy z grudnia 2009). W tym roku cała chinka zrobiona jest z włóczki. Urocze!


Po powrocie do domu przez kilka godzin pakowałam prezenty. Nie mogę zdradzić, jaki motyw przewodni wybrałam w tym roku, ponieważ w Wigilię odbywa się w domu mojej Mamy nieoficjalny konkurs na najlepsze opakowanie i, sami rozumiecie, muszę trzymać moje asy w rękawie.
W zeszłym roku część prezentów wyglądała tak:


Jeśli szukacie pomysłu, jak ładnie i pomysłowo opakować podarunki, polecam stronę Marthy Stewart, gdzie znajdziecie mnóstwo inspiracji. Poniżej niektóre z moich ulubionych stylizacji, a link do odpowiedniej podstrony tutaj. Powodzenia w zabawie w Mikołaja!




poniedziałek, 20 grudnia 2010

Wieprzowina z krewetkami

W minioną sobotę przygotowałam na obiad chińszczyznę. Uwielbiam kuchnię azjatycką i często korzystam z mojej ulubionej książki Kuchnia azjatycka. Wielka księga kucharska wydawnictwa Konemann. Tym razem postawiłam na jeden z klasycznych przepisów: makaron z wieprzowiną i krewetkami (akurat to mieliśmy w zamrażalniku). Jeśli i Wy lubicie potrawy z Chin, polecam ten przepis. Jest prosty i nie wymaga wielu trudno dostępnych składników.



Potrzebować będziecie:

300g polędwicy wieprzowej
garść dużych krewetek (ok 15 sztuk)
chiński makaron pszenny
3 posiekane ząbki czosnku
1 duża cebula pokrojona w piórka
olej arachidowy
3 łyżki sosu sojowego jasnego
2 łyżki białego octu
1/2 kubka bulionu drobiowego lub wołowego
łyżka mąki ziemniaczanej
szczypiorek





W garnku zagotowujemy wodę i gotujemy makaron, odejmując od podanego czasu 2 minuty, żeby był al dente. W woku (lub dużej, głębokiej patelni) rozgrzewamy olej arachidowy (całe danie przygotowujemy na bardzo rozgrzanej płycie/palniku). Pokrojoną w kostkę (około 1,5cm x 1,5cm) wieprzowinę smażymy na złoty kolor i przekładamy do miseczki.


Dolewamy dwie łyżki oleju, wrzucamy czosnek i cebulę. Smażymy minutę/dwie. Wrzucamy krewetki i smażymy dwie minuty.


Dokładamy usmażoną wcześniej wieprzowinę. Teraz dodajemy (w podanej kolejności) płynne składniki: sos sojowy, ocet, wywar z kurczaka i rozpuszczoną w odrobinie zimnej wody mąkę ziemniaczaną.


Mieszamy, dodajemy ugotowany makaron i podgrzewamy wszystko przez minutę.


Makaron podajemy w miseczkach, posypany szczypiorkiem.
Proste i pyszne!


Przy okazji garść porad dla użytkowników woka:

- w woku smażymy małe ilości składników (maksymalnie dla 2 osób). Jeśli wrzucicie więcej, wszystko się ugotuje i z dania wyjdzie breja. Jeśli gotujecie dla większej ilości osób, przygotujcie sobie w pobliżu kuchenki miseczki z potrzebnymi składnikami i dla każdego przygotowujcie danie oddzielnie. Nie zajmie to dużo czasu, ponieważ w woku dania przygotowuje się bardzo szybko, a kuchnia azjatycka stawia (najczęściej) na krótką obróbkę jedzenia.
- woka nie myjemy w zmywarce, a jeśli posiadacie wok stalowy, niepowlekany, po każdym myciu należy go osuszyć i natrzeć niewielką ilością oleju. W przeciwnym razie zardzewieje błyskawicznie (wiem coś o tym...)
- do gotowania w woku używamy tylko drewnianych przyborów (łyżek, szpatułek, szczypiec itp.)

niedziela, 19 grudnia 2010

La Iberica

Rok dobiega końca, więc pora najwyższa odwiedzić restaurację, która przez Gazetę Wyborczą została ogłoszona Knajpą Roku 2010. A że La Iberica serwuje dania kuchni hiszpańskiej, a za oknem trzaskający mróz - tym chętniej jechaliśmy na odległą ulicę  Płowiecka 35. Naszą wyobraźnię rozpalało menu podane na stronie internetowej restauracji oraz fakt, że od tygodnia nie mogliśmy zrobić rezerwaji. W końcu się udało.


Niepozorny budynek wyglądał obiecująco, ponieważ wiele lokali stawiających na świetne jedzenie, mniejszą wagę przykłada do wystroju wnętrz. W La Iberica jest prosto, domowo, przytulnie. Od razu nam się spodobało.
Zamówiliśmy zestaw gorących tapas dla dwojga, na który składały się krążki kalmarów, pieczony bakłażan, ziemniaczki, nadziewane papryczki i rodzaj ziemniaczanego quiche'u (35 zł). Dobre. Z dań głównych wybraliśmy ośmiornicę z pomidorami (52 zł) i polędwicę cielęcą zapiekaną z kozim serem (52 zł). Oba były
smaczne... i tylko smaczne. Dobrej jakości mięso i ugotowana do miękkości ośmiornica to zbyt mało, żeby podbić moje serce.

W malutkiej, zatłoczonej sali panował spory hałas, kelner był wywyższająco się uprzejmy, jedzenie poprawne i nic poza tym. Nie będziemy wracać do La Iberica, bo drogo i przeciętnie.


Ośmiornica - mało mięsa, dużo sosu.

Polędwica - smaczna, ale nudna.

czwartek, 16 grudnia 2010

It smells like Christmas

W całym domu pachnie piernikami. Myślę, że nawet nasi sąsiedzi wiedzą, że przez ostatnie trzy dni nie robiłam nic innego. Tak, tak... trzy dni. Przez swoje gapiostwo (zbyt mała ilość kupionej mąki, brak marcepanu) prace trochę się przeciągnęły. Ale przecież takie zajęcie to sama przyjemność!

Oczywiście, korzystałam z rodzinnego przepisu, który podawałam już w zeszłym roku w poście o pierniczkach. Upiekłam dużo ciastek, by obdarować całą rodzinę i przyjaciół. Własnoręcznie przygotowane i udekorowane pierniki to wspaniały, osobisty prezent.
Poniżej efekt mojej pracy: pierniki udekorowane lukrem marcepaowym, czekoladowym, orzechami i wiórkami kokosowymi.


Lukier marcepanowy robię, mieszając cukier puder i małe kawałeczki czystego marcepanu (w proporcji około 3:1) z odrobiną wrzątku. Ucieram tak długo, aż wszystkie grudki znikną. Lukier jest przepyszny!

Piernikowi intelektualiści.

Miś, który zjadł orzecha, którego boli żołądek i z kosmatym brzuszkiem.

Pierniki z orzechami włoskimi i pekan.

Moja ulubiona foremka do wykrawania: konik na biegunach.

Nowy nabytek w kolekcji: foremka w kształcie anioła.

niedziela, 12 grudnia 2010

Życzenia - forma równie ważna, co treść

Czy wysłaliście już świąteczne życzenia najbliższym? Zbyt wcześnie? Nie! Bo nie mówię o krótkich tekstach w formie sms'a, ale o prawdziwych życzeniach wysyłanych pocztą na pięknych bożonarodzeniowych kartkach. To zamierająca tradycja, którą staram się podtrzymać. Co roku kupuję za dużo pocztówek, bo nie mogę się zdecydować, którą komu wysłać. Jutro zapadną "strategiczne" decyzje.
Tymczasem kilka inspirujących zdjęć kartek sprzed lat. Prawda, że urocze?





Zdjęcia: flickr.com

sobota, 4 grudnia 2010

Ciasto z owocami

Kto z Was tęskni już za latem? Ja bardzo! I chociaż jutro (a właściwie już dzisiaj) wyjeżdżamy na narty i bardzo się cieszę, to chyba jeszcze bardziej szczęśliwa byłabym jadąc do ciepłych krajów...
Z tej właśnie tęsknoty powstało dzisiejsze ciasto z rabarbarem. Przepis pochodzi od mojej ukochanej Buni, która gotuje najlepiej na świecie. Babcine ciasto (nazywane proszkowym) zazwyczaj jest z mandarynkami, ale ja miałam zamrożony rabarbar, więc postanowiłam go wykorzystać.

Potrzebować będziemy:

kostkę masła
szklankę cukru
4-5 jajek
2 szklanki mąki zwykłej
0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
1 łyżka proszku do pieczenia

Zwróćcie uwagę na proporcje: babcie nigdy nie bawią się w odmierzanie 250g mąki czy 200ml mleka. Nieważne, czy masz małą szklankę czy dużą. Jeśli wszystkie składniki odmierzysz tą samą miarką - ciasto się uda.
W tym przepisie najważniejsze jest ucieranie, więc bez robota kuchennego lub męskiej pomocy może być kiepsko. Jest to tak ważne, ponieważ podczas ucierania wtłaczamy w ciasto powietrze. Dzięki temu będzie puszyste i lekkie.

Miękkie masło o temperaturze pokojowej ucieramy z cukrem, aż będzie puszyste i trochę zjaśnieje. Mąki oraz proszek przesiewamy przez sitko. Jajka wbijamy do oddzielnej miseczki.
Kiedy masło osiągnie pożądaną konsystencję dodajemy 2-3 łyżki mieszanki suchych składników i ucieramy 2 minuty. Dodajemy jedno jajko i ucieramy 2 minuty. Dodajemy 2-3 łyżki mieszanki suchych składników i ucieramy 2 minuty. Dodajemy jedno jajko i ucieramy 2 minuty... itd, aż wszystkie składniki znajdą się w cieście. Mi proces ucierania zajął ok 25 minut.
Ciasto nie powinno być zbyt lejące, bo ułożone na nim owoce wpadną na dno podczas pieczenia. Gotową masę rozprowadzamy łyżką na posmarowanej masłem blasze.
Pieczemy około 30-40 minut w temperaturze 200 stopni. Należy jednak pilnować ciasta, bo długość pieczenia zależy od piekarnika. Czasem trzeba zmniejszyć temperaturę do 180 stopni.

Ciasto lukrujemy lub posypujemy cukrem pudrem.

Odrobina lata zimą - rozmrożony rabarbar.

Ciasto przed rozsmarowaniem na blasze.

Kompozycja abstrakcyjna.

Pycha!

PS Ciasto smakuje rewelacyjnie z brzoskwiniami, wiśniami i innymi owocami.