poniedziałek, 28 lutego 2011

Bio Planet

Zaszalałam podczas ostatnich zakupów i kupiłam sporo zdrowych smakołyków Bio Planet. Przemawia do mnie misja marki, o której piszą na swojej stronie. Ciekawy i duży jest też wybór produktów, które dostępne są w sieciach sklepów ekologicznych i dobrych marketach. Nie wiem zbyt dużo o samej firmie, ale ich oferta zachęca mnie do gotowania soczewicy, kasz, przegryzania suszonych owoców.
Tak więc w najbliższym czasie spożywać będziemy: czarną fasolę, czerwoną i czarną soczewicę, orkisz i płatki żytnie. Jeszcze nie wiem, jak wykorzystam te wszystkie produkty, ale coś wymyślę. Poszukam inspiracji w moich książkach kucharskich. Najwięcej trudności zdaje się sprawiać orkisz... Czy ktoś wie, jak go najlepiej spożytkować?

niedziela, 27 lutego 2011

Weekend z szampanem

Kończy się bardzo wyjątkowy dla mnie weekend. Od piątku, w gronie rodzinnym celebrowaliśmy moje urodziny, nową pracę i artystyczny projekt, w który się zaangażowałam. Było wesoło, uroczyście i, oczywiście, smacznie.


Szampan od P.

Tort - dzielo mojej Mamy.

Od 1 marca zacznie się pracowity czas, ale już nie mogę się doczekać! Tymczasem Serce Karczocha pozostaje tam, gdzie jest. Niezleżnie bowiem od ilości pracy, jeść muszę i lubię, o czym z radością bloguję.

czwartek, 24 lutego 2011

Rozwiązanie zagadki


Widzę, że wczorajsza zagadka okazała się trudniejsza niż przypuszczałam. Oto rozwiązanie: zdjęcie przedstawia owoce drzewa nerkowca, a w małych zielonych "dziobkach" znajdują się popularne orzechy.
Fachowo drzewo to nazywa się Nanercz zachodni (Anacardium occidentale L.), jest stosunkowo niewysokie i hodowane w większości krajów tropikalnych. Jak podaje Wikipedia, w kuchni wykorzystuje się nie tylko orzechy, ale również jabłko nanercza. Jego zewnętrzna łuska zawiera bardzo żrący, żywiczny sok, który może poparzyć skórę. Jadalne jest jądro owocu. Ma ono jasnożółty, soczysty miąższ i kwaskowato-słodki smak.

Nie próbowaliśmy owocu, ale sposób w jaki rosną orzechy nerkowca bardzo nas zaskoczył.

środa, 23 lutego 2011

Zagadka

Cztery lata temu, o tej porze roku wylegiwaliśmy się na gorącej, pięknej plaży w Brazylii. Przywołuję to wspomnienie, ponieważ temperatury za oknem powodują u mnie załamanie nerwowe, nienawidzę już tej zimy i marzę o lecie.
Z wyprawy do Brazylii przywieźliśmy wiele zdjęć, a wśród nich to jedno, które jest dzisiejszą zagadką. Czy ktoś wie, co przedstawia fotografia?

wtorek, 22 lutego 2011

Farfale z sosem paprykowym

Mam dzisiaj gratkę dla fanów papryki - pyszny i lekki sos do makaronu. Zainspirował mnie przepis, który widziałam w którymś z programów kulinarnych, ale nie pamiętam którym.

Dla 4 osób potrzeba:

4 czerwone, słodkie papryki
5 ząbków czosnku
2 szalotki
oliwa z oliwek
2 łyżki octu winnego
sól i pieprz

Każdą paprykę przekrawamy na pół i oczyszczamy z nasion. Dużą blachę smarujemy oliwą, układamy na niej połówki papryki, nieobrane ząbki czosnku i obrane, przekrojone na pół szalotki. Wszystko polewamy obficie oliwą i doprawiamy solą i pieprzem. Pieczemy przez godzinę w piekarniku nagrzanym do 180*C. Po 30 minutach można odwrócić paprykę na drugą stronę.



Upieczoną paprykę studzimy i kroimy na dwa, trzy mniejsze kawałki, ściągając przy tym skórkę (powinna dość lekko odchodzić od miąższu, ale jeśli nie oddziela się łatwo, można ją zostawić). Wkładamy ją do garnuszka z czosnkiem (bez łupinek), cebulą i dodajemy kilka łyżek oliwy. Całość miksujemy.



Sos podgrzewamy i, jeśli trzeba, doprawiamy solą. Ponieważ papryka jest słodka, aby zaostrzyć smak dania, dodajemy dwie łyżki octu winnego. Sos nadaje się do różnego typu makaronów. Ja podałam go z farfale i blanszowanym szpinakiem.



Smacznego!

sobota, 19 lutego 2011

Galeria Bali & Buddha Club

Zima postanowiła przypomnieć, że jeszcze nie skończyły się jej rządy. Tym chętniej skorzystaliśmy dzisiaj z promocyjnego kuponu na obiad w restauracji Galeria Bali & Buddha Club (ul. Jasna 22 w Warszawie), który kupiliśmy już dawno temu na groupon.pl.
Nie jestem wielką fanką kuchni indyjskiej i balijskie menu też nie przyprawiło mnie o zawrót głowy. Kokos i curry są prawie w każdym daniu, więc jeśli nie lubicie któregoś z tych składników - odradzam. Jeśli jednak ostre i słodkie dania z Azji to Wasz smak - kuchnia Galerii Bali ucieszy Wasze podniebienia.

Menu jest bogate, z dużym wyborem egzotycznych ryb, dań mięsnych, niespotykanych nigdzie indziej składników. Kucharze, rodowici balijczycy, sami przygotowują pasty curry, nie korzystając z gotowych mieszanek. Czuć to w aromatycznych daniach, które odbierać można wszystkimi zmysłami - podziwiając sztukę serwowania, wąchając mieszankę znanych i nieznanych zapachów azji i smakując pysznych potraw.

Na przystawki wybraliśmy satay z kurczaka z arachidową pastą (30zł) i sałatkę Gado-Gado (25zł). Palce lizać. Zrezygnowaliśmy z zup, przechodząc od razu do dań głównych - żółtego curry z kurczaka z ryżem jaśminowym (49zł + 9zł) i wołowiny Rendang, rodzaju gulaszu duszonego przez wiele godzin na małym ogniu, podanego z ryżem smażonym Nasi Goreng (69zł + 25zł). Na koniec podzieliliśmy się porcją deseru - małymi naleśniczkami z nadzieniem owocowo-kokosowym (25zł). Coś wspaniałego.

Rachunek wraz z napojami wyniósł prawie 300zł, nie można więc zaliczyć Galerii Bali & Buddha Club do tanich restauracji. Jednak biorąc pod uwagę smak potraw, wyszukane składniki, których menu jest pełne i całą oprawę posiłku (serwowanie, wystrój lokalu), restauracja godna jest odwiedzin, z okazji święta lub z powodu tęsknoty za latem.


Satay, czyli małe szaszłyczki z kurczaka.

Gado-Gado

Wołowina Rendang - piekielnie ostra, ale i piekielnie dobra.

Talerz, jak czyste płótno do samodzielnego skomponowania posiłku.


Curry z ryżem.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Romantyczna kolacja

Nie obchodzę Walentynek. Idea tego święta jest dla mnie sztuczna i zupełnie do mnie nie przemawia. Zakochani mają walentynki zawsze i celebrują swoje uczucie, nie poprzez poduszki w kształcie serc i pocztówki, ale przez inne, wiadome tylko dla nich samych, gesty i rytuały.
Tak więc, nie będzie dziś przepisu na ciasto w kształcie serca, kolację ze składników-afrodyzjaków itp. Będzie za to coś z mojej videoteki. Fragment filmu z jedną z najbardziej rozpoznawalnych i uroczychy scen związanych z jedzeniem. A że przy okazji chodzi też o dwa, zakochane serca...? Cóż... :)

Fragment filmu: youtube.com

piątek, 11 lutego 2011

Zupa czosnkowa

Bardzo dziękuję za wszystkie rady, jak przetrwać grypę, która pozbawiła mnie smaku. W podziękowaniu, chcę się dzisiaj z Wami podzielić moim przepisem na zupę-cud, która od razu stawia na nogi.
Trochę mi wstyd wogóle nazywać to przepisem, bo nie ma chyba prostszego dania na świecie, ale zupa jest pyszna i zdrowa, więc oto ona:


Dla 1 osoby potrzeba:

0,5 litra bulionu z kury (oczywiście, ekologicznej)
4 ząbki czosnku
jajko
liść laurowy
kromka chleba

Do bulionu wrzucamy posiekane ząbki czosnku (ja część kroję, a część przeciskam przez praskę) i liść laurowy, i gotujemy przez 20 minut.
Na patelni robimy jajko sadzone, ale tak, żeby było tylko lekko ścięte. Przekładamy je do głębokiego talerza i zalewamy gorącą zupą.
Podajemy z kromką chleba (ja lubię grilowany na chrupko).

To wszystko. Prawda, że banalnie proste? I nie wiem, czy to zasługa zupy, czy innych czynników, ale smak mi powoli wraca! W samą porę, bo za tydzień nasza karnawałowa domówka z hiszpańskim menu!


czwartek, 10 lutego 2011

Klątwa

No więc, moje przeziębienie okazało się być paskudną grypą. Od kilku dni leżę przykuta do łóżka, a co najgorsze - nie mam smaku! Czy jem kurczaka, kaszkę, czekoladowego cukierka, czy parówkę, nie ma dla mnie różnicy. Rozpoznaję tylko konsystencję.
Brak smaku pozbawił mnie również jedynej przyjemności, która mi pozostała - podjadania słodyczy. Chętnie zjadłabym teraz coś takiego...



Zdjęcia: weheartit.com

A co, jeśli ta straszna klątwa pozostanie ze mną na zawsze...?!

poniedziałek, 7 lutego 2011

Słowackie specjały

Jak już wspominałam, miniony weekend spędziliśmy daleko od domu. Wybraliśmy się na weekend do naszych słowackich sąsiadów, żeby pojeździć na nartach i snowboardzie w ośrodku Jasna na Chopoku. Pogoda dopisała, śniegu było sporo, a turystów nie tak wiele, jak na sezon w pełni. Spalone na stoku kalorie uzupełnialiśmy, racząc się słowackimi klasycznymi daniami.

Pampuchy ze śliwkowym nadzieniem w sosie waniliowo-makowym.

Gulasz z jelenia z knedlikami.

Smażony ser z frytkami i sosem tatarskim.

Niestety, przeziębiłam się okropnie podczas wyjazdu i teraz leżę w łóżku, piję herbatę z cytryną i jem różne niedobre lekarstwa. Jutro ugotuję rosół, może postawi mnie na nogi.

sobota, 5 lutego 2011

Jamie radzi

Wiem, że trochę się ostatnio lenię z blogowaniem, ale naprawdę brakuje mi czasu. Jeśli nie zajmuję się tysiącem codziennych spraw, to wyjeżdżam. (teraz też piszę nie z domu, ale o tym w poniedziałek...).
W wolnych chwilach (np. jadąc tramawajem) czytam nowy, styczniowy magazyn Jamiego. Jak zawsze pełen jest ciekawych artykułów, podrzucam więc kilka ciekawostek/porad z tego numeru.


  • Jeśli chcecie pokroić bekon w plasterki cienkie jak opłatek, włóżcie go na 15 minut do zamrażalnika, żeby trochę stwardniał, a potem ostrożnie pokrojcie najostrzejszym nożem, jaki macie w kuchni (s.13)
  • Najlepszym mięsem do zrobienia kotleta do hamburgera jest świeżo zmielona łopatka wołowa, ewentualnie wymieszana z niewielkim dodatkiem mielonej polędwicy wołowej (s.63)
  • Kupując warzywa bulwiaste/korzeniowe, takie jak rzepa, seler czy salsefia, wybierajcie te z liśćmi, ponieważ są równie smaczne i pełne witamin. Włosi cenią je nawet ponad sam korzeń/bulwę (s.113)

czwartek, 3 lutego 2011

Gdzie jest Mlekomat?!

Wiadomość z ostatniej chwili: z łódzkiej Manufaktury zniknął Mlekomat! Ale nie martwcie się, ponieważ z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że za chwilę pojawi się nowy, wiekszy. Zainteresowanie zdrowym, naturalnym mlekiem jest bardzo duże, a producent chce sprostać oczekiwaniom klientów.
Miejmy nadzieję, że szybko uda się podmienić maszyny.

środa, 2 lutego 2011

Kurczak z nogami w pomidorach

Wczoraj zrobiłam na obiad moją ulubioną wersję udek kurczaka. Przepis został przeszczepiony do menu naszej rodziny przez P. Jest to jego firmowe danie.

Dla 2 osób potrzebujemy:
2 podudzia z kurczaka
puszka pomidorów, a latem 6 świeżych (obranych ze skóry i pokrojonych w kostkę)
1/2 lub 1 cała szklanka białego wina (w zależności od upodobania)
2 posiekane ząbki czosnku
majeranek
tyminek
ostra papryka w proszku
sól, pieprz
1 łyżeczka cukru
oliwa

Udka obtaczamy we wszystkich przyprawach i smażymy w garnku na dużym ogniu. Kiedy się zrumienią, dodajemy czosnek, podsmażamy minutkę, zalewamy winem i dodajemy pomidory. Solimy i dodajemy łyżeczkę cukru. Dusimy przez 20 minut pod przykryciem na bardzo małym ogniu. Po tym czasie zdejmujemy pokrywkę, zwiększamy płomień i gotujemy kolejne 20-30 minut, aż sos pomidorowy zredukuje się i zgęstnieje.
Podajemy z ziemniakami lub, tak jak ja, z innymi warzywami.

Udka z czosnkiem przed dodaniem płynnych składników.

Kurczak w pomidorowej kąpieli.

Lunch dla P.


I mój obiad.

To danie jest bardzo proste, nie wymaga użycia trudno dostępnych składników, a efekt jest fantastyczny. Zawsze robię większą porcję, bo wszyscy proszą o dokładkę.

Happy birthday!

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, P! ♥♥♥


wtorek, 1 lutego 2011

Domowy twaróg

Wczoraj pisałam o Mlekomatach, które zaczęły pojawiać się w różnych miastach Polski. Bardzo ciekawi mnie ten projekt i dlatego poczytałam o nim trochę w internecie. Dowiedziałam się, że mleko do maszyny w Hali Mirowskiej w Warszawie dostarczane jest z gospodarstwa na kurpiowszczyźnie, gdzie krowy hodowane są w ekologicznym obszarze Natura2000 (link tutaj). Z różnych notatek prasowych wynika, że mleko dostarczane jest do Mlekomatów codziennie, a maszyny cały czas utrzymują jego stałą, niską temperaturę i od czasu do czasu mieszają. Mlekomaty wyposażone są w antybakteryjny system samoczyszczący (link tutaj).
Co do jakości mleka, pozostaje wierzyć dostawcom. Ale na pewno nie jest ono takie samo, jak mleko z kartonika. Przede wszystkim jest niepasteryzowane, dzięki czemu kwaśnieje i można z niego zrobić pyszny twaróg lub pić dla zdrowia.

Aby sprawdzić, czy faktycznie mleko jest takie, jak obiecuje napis na Mlekomacie, w miniony weekend zrobiłyśmy z Mamą w jej kuchni biały ser. Fotorelacja poniżej.


Mleko kwaśnieje przez około 24-36 godzin w ciepłym pomieszczeniu. Czasem trzeba postawić je blisko grzejnika.


Skwaśniałe mleko, od którego oddzieliła się serwatka.


Kwaśne mleko wstawiamy do garnka z gorącą wodą, której tempertura wynosi 70*C i nie może jej przekroczyć. Podgrzewamy, aż mleko zrobi się ciepłe, co sprawdzamy palcem :)


Studzimy mleko.


Zawartość słoików ostrożnie przelewamy przez gazę lub tetrową pieluszkę.


Serek obcieka przez kilka godzin. Trzeba kontrolować, by nie wysechł za bardzo.



Gotowy twaróg. Z 3 litrów mleka uzyskałyśmy około 40 dkg białego sera.



Pyszne śniadanie!