niedziela, 31 lipca 2011

Deszczowa niedziela

 Zanim w stolicy rozpadało się na dobre, zdążyliśmy odbyć spacer w pięknym parku Skaryszewskim. Spotkaliśmy tam rudego mieszkańca...




Krople deszczu na pajęczynie wyglądały jak najprawdziwsze brylanty...



A po południu... domowa drożdżówka :)




sobota, 23 lipca 2011

Tort à la Stella

Z ciekawością śledzę wiele blogów kulinarnych, modowych, lifestylowych i wnętrzarskich. Strasznie czasochłonne zajęcie... ale jestem już chyba uzależniona. Z resztą, można dzięki temu znaleźć takie fantastyczne rzeczy, jak tort inspirowany wiosenno-letnią kolekcją Stelli McCartey, który upiekła autorka bloga Apollinas.com.
Spójrzcie tylko. Czy nie jest fantastyczny?




Zdjęcia: appolinas.com

czwartek, 21 lipca 2011

Buraczki w zalewie


Te piękne buraczki z przydomowego ogródka to prezent od mamy P. Nie chciałam wykorzystać ich od razu, postanowiłam więc zamknąć je w słoikach i zachować w ten sposób na później. Powiecie, że to strata czasu, bo buraki kupić można przez cały rok świeże i konserwowane. Dla mnie jednak to nie to samo, co ekologiczny produkt, który wiem skąd pochodzi i jak został przygotowany.

Potrzebne jest tylko kilka składników:
0,7 kg buraków
2 szklanki wody
125 ml octu
1 łyżeczka cukru
1 płaska łyżka soli

Buraki myjemy i gotujemy nieobrane w lekko osolonej wodzie przez 20-30 minut, żeby były na wpół miękkie. W tym czasie przygotowujemy 2 średnie słoiki.


Przestudzone buraki kroimy w plastry o półcentymetrowej grubości lub w kostkę. Napełniamy słoiki.


Wodę, ocet, sól i cukier doprowadzamy do wrzenia i gorącym płynem zalewamy buraki, zostawiając ok 1cm wolnej przestrzeni w słoiku.
Zakręcamy wieczka szczelnie i pasteryzujemy w garnku. Woda powinna sięgać 3/4 wysokości słoików i po zawrzeniu, lekko się gotować przez 20 minut.


Mam nadzieję, że moje buraczki będą smaczne. Już je sobie wyobrażam, jako dodatek do gulaszu lub pieczonej kaczki...


środa, 20 lipca 2011

Jakubiak w sezonie

Zdjęcie: kuchnia.tv

Dopadł mnie jakiś wirus i unieruchomił w domu. Od dwóch dni leżę w łóżku i na pocieszenie non-stop oglądam kuchnię.tv. W ten sposób natrafiłam na nowy program Jakubiak w sezonie.

Tomasz Jakubiak, znany z telewizji śniadaniowej, prowadzi teraz autorski program o gotowaniu ze świeżych, polskich, sezonowych produktów. Całość jest bardzo ładnie i nowocześnie zrealizowana, prowadzący nie usypia widzów monotonnym wyliczaniem proporcji, a idea programu jest szczytna i inspirująca. W odcinku trzecim, który dziś widziałam, motywem przewodnim były szparagi i zachwycił mnie przepis na pizzę z tym składnikiem.

Mam nadzieję, że to dopiero początek dłuższej serii i kariery sympatycznego kucharza. Najbliższe odcinki:

 
  • 21 lipca, czwartek, godz. 12:00 - odc. 2

  • 22 lipca, piątek, godz. 10:40 - odc. 3

  • 23 lipca, sobota, godz. 15:00 - odc. 4

  • 24 lipca, niedziela, godz. 17:45 - odc. 4

  • 25 lipca, poniedziałek, godz. 10:40 - odc. 4
  • wtorek, 19 lipca 2011

    Charlotte, czyli nie samym chlebem człowiek żyje...

    Charlotte Chleb i Wino (Aleja Wyzwolenia 18/Plac Zbawiciela) otwarto wiosną, na fali popularności innych piekarni, oferujących dobrej jakości pieczywo. Długie kolejki, ustawiające się po chrupiące bagietki i chleby na zakswasie z piekarni na Nowym Świecie posłużyły, jako inspiracja dla lokalu na Planu Zbawiciela. Mamy więc w Charlotte wypiekany na miejscu, świeży chleb... i na tym podobieństwa się kończą. Jakikolwiek brak finezji i kreatywności w tworzeniu menu, jest wręcz obrazą dla klienta.
    Co możemy zamówić? Koszyk pieczywa (dobrego) ze spodeczkiem oliwy (marnej jakości), tenże sam koszyk pieczywa z selekcją miodów, talerz serów (kpina) lub kanapki (małe i nijakie). Do tego powinno się pić, jak nazwa lokalu wskazuje, wino, jednak Charlotte koncesję otrzymała dopiero niedawno, więc podczas naszej pierwszej wizyty powiedziano nam, że możemy po wino iść do pobliskiego sklepu, a drugi raz nie było już nawet herbaty (skończyła się).

    Wydawałoby się, że to zdecydowanie za mało, aby stworzyć lokal gastronomiczny. A jednak Charlotte przeżywa istne oblężenie. Nie tylko od rana do wieczora zajęte są wszystkie stoliki, to popołudniami wprost trudno wejść do piekarni po chleb, bo schody, pobliskie murki, a nawet chodnik obsiedzonę są przez klientów lokalu. Wśród studentów i artystycznej bohemy - znane twarze ze świata mody i filmu. A wszyscy z niewzruszonymi minami maczają kawałki suchego chleba w gorzkiej oliwie i pozują na smakoszy.
    Ten smutny widok napawa jednak optymizmem. Popularność Charlotte, jej pierwowzoru - piekarni Vincent i innych podobnych miejsc, jest znakiem, że mamy na rynku miejsce dla dobrych piekarni, że ludzie zaczynają przywiązywać coraz większą uwagę, do tego co jedzą, że dobry chleb (nawet jeśli kosztuje kilka złotych) ma rację bytu. Zawód piekarza powraca do łask, staje na równi z profesją szefa kuchni.

    A więc drodzy piekarze, rozpalajcie swoje piece, mieszajcie ciasto z zakwasem i pieczcie dla nas dobry chleb, bo mamy już dosyć marketowych wyrobów z polepszaczami. I nie musicie sprzedawać pieczywa w snobistycznych lokalach. Przyjdziemy, nawet chętniej, do zwykłego sklepiku. Bo Charllote Chleb i Wino to zdecydowanie przerost formy nad treścią...

    Największy atut Charlotte - widok na Parafię Najświętszego Zbawiciela



    Talerz serów czy żart?

    poniedziałek, 18 lipca 2011

    Coq au vin

    Właśnie oglądam Donnie Brasco. Genialny film o gangsterach, genialne role zagrali Johhny Depp i Al Pacino. No i kultowa scena, kiedy Lefty gotuje coq au vin.


    Fragment filmu: youtube.com

    niedziela, 17 lipca 2011

    Weekend u Mamy cd

    Ogromnym plusem odwiedzania rodzinnych domów w weekend są prezenty, które przywozimy do Warszawy i przez kilka kolejnych dni zjadamy ze smakiem.
    Właśnie wróciliśmy z takich rodzinnych spotkań z następującymi zdobyczami: wiejskimi jajkami, domowej roboty białym serem, szpinakiem, pierwszą suszoną miętą, resztkami niedzielnych obiadów (nie ma nic lepszego!) oraz siatką włoszczyzny, buraków, cukinią... A wszystko ekologiczne, ubrudzone ziemią i pachnące...


    Weekend u Mamy


    niedziela, 10 lipca 2011

    Polędwica wieprzowa w prosciutto

    Zmagania siatkarzy w finałach Ligii Światowej zaostrzyły nam apetyt. Od samego patrzenia nabraliśmy ochoty na solidny kawałek mięsa z ziemniakami.
    Przepis na wieprzowinę z prosciutto zanotowałam dawno temu, oglądając program kulinarny Ruth Rogers i Rose Gray Włoskie Przepisy z River Cafe. Wykorzystywałam go wielokrotnie, piekąc w ten sposób schab, a dzisiaj użyłam polędwicy wieprzowej.

    Dla 3-4 osób:

    duża polędwiczka wieprzowa
    6 dużych plastrów szynki prosciutto
    2-3 ząbki czosnku
    świeży rozmaryn
    sól, pieprz
    oliwa z oliwek
    dobre wytrawne czerwone wino
    kilka kasztanów jadalnych (opcjonalnie)

    Ostrym nożem robimy małe nacięcia w mięsie i szpilkujemy je plastrami czosnku i rozmarynem. Doprawiamy solą, pieprzem i owijamy jak najszczelniej plastrami prosciutto. Spinamy wykałaczkami.


    Na patelni lub w płytkim, dużym garnku na mocno rozgrzanej oliwe obsmażamy polędwicę z obu stron.


    Podlewamy mięso szklanką czerwonego wina, dorzucamy kasztany (jeśli mamy), przykrywamy i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200*C.
    Pieczemy ok 50 minut. W tym czasie przygotowujemy dodatki. Ja zdecydowałam się na pure ziemniaczane i szparagi.


    To jest niezawodny sposób na pyszne, aromatyczne mięso. Tłusta szynka chroni delikatną polędwicę, która zachowuje wszystkie walory, jest soczysta i delikatna.
    Jeśli macie w lodówce zamrożone kasztany, dodane do pieczeni wzbogacą sos charakterystyczną słodkawo-orzechową nutą.



    Smacznego!

    Deszcz i katastrofa

    Wczorajsza zgadka okazała się łatwa. Zdjęcie przedstawiało ciasto na tartę przed wstawieniem do piekarnika, z tą różnicą, że nie francuskie, a kruche.


    Dostałam od P. wymarzoną formę do tart Villeroy&Boch i od razu postanowiłam ją wypróbować. Zagniotłam ciasto, schłodziłam, upiekłam w formie, przygotowałam budyń i owoce....


    ... jednak na tym etapie zaczęły się schody. Po pierwsze ciasto miało zbyt niskie brzegi i cała galaretka wypłynęła do formy. Po drugie, kiedy mimo to postanowiliśmy spróbować tarty, okazało się, że spód ciasta jest kompletnie niedopieczony! Katastrofa. Tyle pracy, tyle owoców... i wszystko do wyrzucenia.
    Ale to moja pierwsza tarta w życiu. Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa... :)

    Zgadnijcie, co dzisiaj na deser...


    sobota, 9 lipca 2011

    Pierogi z bobem i pecorino

    Lubię wykorzystywać w kuchni produkty sezonowe. Są nie tylko bardziej aromatyczne, niż te hodowane zimą w fabrykach, ale również bardziej ekologiczne (gotujemy z tego, co mamy pod ręką, nie kupując przetwarzanych i transportowanych z daleka produktów).
    Dobry bób można kupić mrożony, ale po co, skoro teraz to pyszne strączkowe warzywo dostaniemy na każdym stragnie? Nadaje się nie tylko na przekąskę podczas meczu, ale jest też doskonałym uzupelnieniem sałatek, a mi posłużył za bazę nadzienia do pierogów:

    Na ok 40 pierogów:

    0,5 kg bobu
    150g dobrego twardego sera owczego lub krowiego (ja użyłam pecorino)
    duża cebula
    0,2 kg wędzonego boczku
    oliwa z oliwek
    sól, pieprz


    Ser trzemy na tarce na drobnych oczkach. Bób gotujemy do miękkości w osolonej wodzie i obieramy. Na oliwie podsmażamy posiekaną cebulę.


    Wszystkie składniki (bób, ser, cebula w oliwą z patelni) łączymy i doprawiamy solidnie solą i pieprzem. Masa nie powinna być zbyt jednolita, drobne kawałki bobu dodadzą nadzieniu tekstury.


    Z ciasta wycinamy równe krążki i cierpliwie lepimy pierogi.


    Gotujemy we wrzącej, osolonej wodzie - ok 5 minut od wypłynięcia. Podajemy z podsmażonym boczkiem. Są pyszne!


    czwartek, 7 lipca 2011

    Best of Barcelona

    Dzisiaj obiecana recenzja kilku znakomitych knajpek w Barcelonie. To miasto wprost pęka w szwach od restauracji, barów i innych jadłodajni. Jeśli więc wybieracie się Barcy, na pewno odkryjecie własne miejsca, ale trzy poniższe, to pewniaki:

    1. Cerveseria Catalana, Carrer de Mallorca 236

    Kultowy bar tapas, opisywany w wielu przewodnikach, jest niemiłosiernie zatłoczony w porze lunchu, a wieczorem przeżywa istne oblężenie. Obsługa bardzo sprawna, kolejka przesuwa się bardzo szybko, ale nie dajcie skusić się na stolik. Warto poczekać i usiąść przy barze. A potem już tylko próbować, próbować próbować...
    Posiłek dla 2 osób (po kilka tapas) + mała butelka wina = 25 euro



    Najlepsza z kanapeczek: z pasztetem z foie gras, daktylem i anchois.



    2. La Paradeta, Carrer Comercial 7

    Lokal należy do sieci tanich restauracji. Królują owoce morza, które po wejściu do baru, kupujre się na wagę na straganie. Precyzujemy również, czy chcemy nasze danie z grila czy smażone oraz wybieramy sos/dressing. Dużo, tanio, smacznie.
    Uczta dla 2 osób (ok 1,5 kg owoców morza) - 30 euro


    Targ? Nie, to restauracja!

    Komentarz niepotrzebny :)


    3. Sagardi - Euskal Taberna, Argenteria 62

    Kolejny, uroczy tapas bar. Rachunek wystawiany na podstawie ilości wykałaczek, którymi spięte są pyszne kanapeczki. Do tego wino musujące cava lub rewelacyjna sangria.
    Tapas dla 2 osób i picie = 25 euro




    Tapas na ciepło od razu znikają z talerza...



    

    środa, 6 lipca 2011

    Sztuka jedzenia

    Długi czerwcowy weekend spędziliśmy w Barcelonie. Było pięknie, gorąco i oczywiście smacznie. Jutro fotorelacja z naszego zwiedzania restauracji, a dzisiaj kilka zdjęć z wystawy czasowej w niesamowitym budynku zaprojektowanym przez Gaudiego - La Pedrera. Wystawa poświęcona była jedzeniu, a kilka z obiektów szczególnie mnie zainteresowało...


    Fotel 'obity' suszonym mięsem.


    Kocioł z sabatu czarownic pełen muszli.


    Jeszcze tarka, czy już parawan?


    Obraz do jadalni.


    Piękny, trafny komentarz reżysera Petera Kubelki:

    "Gotowanie to najstarszy przejaw ludzkiej kreatywności. Poprzez gotowanie, ludzie wyrażają swoją wizję świata"
    (tłumaczenie: Serce Karczocha)