
Książkę czyta się szybko, jest ciekawa, dowcipna, ładnie wydana. Pani Guiliano przekonuje, że kulinarne nawyki mieszkańców znad Sekwany są nie tylko gwarantem szczupłej sylwetki, ale i szczęścia. Podane receptury budzą jednak moje wątpliwości. Może dzięki zapiekance z kalafiora oraz chłodnikowi jogurtowo-buraczanemu moja dieta będzie lżejsza i zdrowsza, ale czy tarta jabłkowa na liściach kapusty uczyni mnie szczęśliwą? Nie wyobrażam sobie jeść czegoś takiego! Poza tym zbyt często w książce pojawia się słowo "oszustwo". Jeden z rozdziałów zatytułowany jest nawet Więcej przepisów, które cię oszukają. Autorka namawia do stosowania podanych przepisów, które oszukają nas samych i nasz organizm. Wątpię jednak by udało mi się wmówić sobie, że jem tartę owocową, podczas przeżuwania kapusty z jabłkiem.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że Francuzki nie tyją inspiruje. Autorka zachęca do przeprogramowania naszego myślenia o jedzeniu i stosowania na codzień zdrowej, zbilansowanej diety, wcale nie pozbawionej przyjemności (czekolada, pieczywo, wino).
Ciekawy i prosty jest też sposób na postawienie pierwszych kroków ku zdrowszemu życiu. Przez trzy tygodnie należy zapisywać wszystko co się zjadło i o której godzinie, dzień po dniu. Potem, analizujemy listę, by zidentyfikować wrogów. Następny krok to zmniejszenie spożycia tuczących produktow lub zastąpienie ich zdrowszymi oraz włączenie odrobiny ruchu i sportu. Brzmi banalnie, ale działa (u mnie już kilogram mniej!). Prosty sposób, mało wyrzeczeń. Jeśli jednak chodzi o przepisy, wolę czerpać z książki o diecie south beach. Nie oszukujmy się, dieta to dieta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz