Według Wikipedii, bistro to niewielki, często zajmujący narożny budynek lokal gastronomiczny w Paryżu, który jest specyficzną kombinacją restauracji z barem i kawiarnią. W bistrach panuje luźniejsza niż w poważnych restauracjach atmosfera, stoliki często wystawione są na sąsiadujący chodnik, a dania serwowane są szybko, również przy barze.

Zazwyczaj omijam restauracje usytuowane na obleganych przez turystów ulicach. Uciekając przed pretensjonalnymi lokalami na Rynku Głównym, trafiłam na ulicę Józefa. Powiecie, z deszczu pod rynnę... Tak, ale Zazie bistro jest tu wyjątkiem od reguły.
Niewielki lokal zajmuje róg budynku pod numerem 34. Mała sala na parterze i kilka stolików w podziemiach sprawia, że niełatwo znaleźć tu wolne miejsce. Bistro wypełnione jest gośćmi po brzegi. Dobrze jest zrobić rezerwację, ale jeśli uzbroicie się w odrobinę cierpliwości, miła obsługa znajdzie Wam miejsce przy barze. Tam również można zjeść posiłek lub zaczekać na stolik. A czekać warto!
Karta nie za duża, nie za mała, a w sam raz. Kilka przystawek, kilka sałat, podobna ilość dań głównych, bagietek i zapiekanek. Grasica, suflet, mule... Francuskie klasyki podane smacznie, prosto, elegancko, ale bez zadęcia.
W Zazie próbowaliśmy foie gras z kaszanką na chrupiącej grzance (21zł) - mój faworyt, grasicę cielęcą z sałatką (18,5zł), mule w sosie winno-śmietanowym z domowymi frytkami (28zł) i wołowinę po burgundzku z ziemniakami gratin (26zł). Wszystkie dania były znakomite, nieprzekombinowane, mimo pozornie wyszukanych składników. Było tak smacznie, że jeszcze tego samego weekendu wróciliśmy do Zazie Bistro.
Foie gras
Grasica
Mule + frytki
Wołowina
Po tak dobrym obiedzie jeszcze bardziej doceniliśmy uroki Krakowa. Wrześniowe słońce, miłe towarzystwo, ciekawe miejsca - to był udany weekend.