piątek, 21 września 2012

Zazie Bistro

Według Wikipedii, bistro to niewielki, często zajmujący narożny budynek lokal gastronomiczny w Paryżu, który jest specyficzną kombinacją restauracji z barem i kawiarnią. W bistrach panuje luźniejsza niż w poważnych restauracjach atmosfera, stoliki często wystawione są na sąsiadujący chodnik, a dania serwowane są szybko, również przy barze.
 
Zdarzają się jednak bistra w innych częściach świata, a jedno, i to całkiem niezłe, znaleźć można na krakowskim Kazimierzu.
Zazwyczaj omijam restauracje usytuowane na obleganych przez turystów ulicach. Uciekając przed pretensjonalnymi lokalami na Rynku Głównym, trafiłam na ulicę Józefa. Powiecie, z deszczu pod rynnę... Tak, ale Zazie bistro jest tu wyjątkiem od reguły.
 
Niewielki lokal zajmuje róg budynku pod numerem 34. Mała sala na parterze i kilka stolików w podziemiach sprawia, że niełatwo znaleźć tu wolne miejsce. Bistro wypełnione jest gośćmi po brzegi. Dobrze jest zrobić rezerwację, ale jeśli uzbroicie się w odrobinę cierpliwości, miła obsługa znajdzie Wam miejsce przy barze. Tam również można zjeść posiłek lub zaczekać na stolik. A czekać warto!
 
 
Karta nie za duża, nie za mała, a w sam raz. Kilka przystawek, kilka sałat, podobna ilość dań głównych, bagietek i zapiekanek. Grasica, suflet, mule... Francuskie klasyki podane smacznie, prosto, elegancko, ale bez zadęcia.
 
W Zazie próbowaliśmy foie gras z kaszanką na chrupiącej grzance (21zł) - mój faworyt, grasicę cielęcą z sałatką (18,5zł), mule w sosie winno-śmietanowym z domowymi frytkami (28zł) i wołowinę po burgundzku z ziemniakami gratin (26zł). Wszystkie dania były znakomite, nieprzekombinowane, mimo pozornie wyszukanych składników. Było tak smacznie, że jeszcze tego samego weekendu wróciliśmy do Zazie Bistro.

Foie gras
 
Grasica
 
Mule + frytki

Wołowina
 
Po tak dobrym obiedzie jeszcze bardziej doceniliśmy uroki Krakowa. Wrześniowe słońce, miłe towarzystwo, ciekawe miejsca - to był udany weekend.
 
 

wtorek, 18 września 2012

Zagadka

Czosnek ekologiczny i z hipermarketu. Który jest który? :)

środa, 5 września 2012

Wszyscy będziemy wegetarianami?

Interesujący artykuł zamieścił 26 sierpnia na swojej stronie brytyjski The Guardian. Autor przytacza w nim najnowsze badania naukowców zajmujących się zasobami wody. Według ich raportu, do roku 2050 wszyscy mieszkańcy ziemi będą musieli zrezygnować prawie całkowicie z jedzenia mięsa. W tym czasie, dostępna ilość wody pitnej pozwoli na produkcję mięsa pokrywającą jedynie 5% naszego zapotrzebowania kalorycznego. Dieta wegetariańska stanie się odpowiedzią na kryzysową sytuację, ponieważ do produkcji bezmięsnego jedzenia zużywa się do 10 razy mniej wody.
 
To dość przerażająca perspektywa dla wszystkich miłośników steków, do których i ja się zaliczam... Jest jednak jeszcze trochę czasu na poszukiwanie alternatywy dla zrazików, pieczeni, udek i sznycli. Sojowe pseudokotlety to marny substytut. Ale kuchnia śródziemnomorska, chińska, japońska oferują mnóstwo inspiracji. Pasta z oliwą, czosnkiem i chilli? Caponata z pieczonych bakłażanów, cebuli i oliwek? Może nie będzie tak źle :)
Już od dawna staram się, żeby chociaż dwa z naszych obiadów w tygodniu były bezmięsne - dla zdrowia i oszczędności, bo ekologiczne mięso jest droższe. Wcale nie jest to przykre i trudne. Pomocne okazują się książki kulinarne, takie jak ta wspaniała księga wydawnictwa Phaidon.
A więc jutro zjemy na obiad makaron z pieczoną dynią, szpinakiem i ricottą, a w weekend może steki :)
 
Co sądzicie o doniesieniach naukowców? Czy łatwo porzucilibyście dietę mięsożerców? 
 

wtorek, 4 września 2012

Pierwsze słoiki w spiżarni

W weekend odwiedzili nas Przyjaciele z Białegostoku. Dzięki wizycie, podczas której solidnie wymasowaliśmy śmiechem brzuchy, staliśmy się również bogatsi o dwa słoiki marynowanych grzybów.
Te opieńki i podgrzybki jeszcze kilka dni temu rosły w lesie, a dziś oklejone przeze mnie etykietami od Mamy, czekają na odpowiednią do degustacji okazję.
 
Dziękuję jeszcze raz grzybiarzom i kucharce, która je przygotowała!
 
 

poniedziałek, 3 września 2012

Moussaka z cukinii i wołowiny

Pogoda nie daje powodów do narzekania, słońce grzeje mocno, więc moja cukiniowa moussaka komponuje się idealnie z letnią aurą za oknem.
Jakiś czas temu dostaliśmy w prezencie sporo ekologicznej cukinii, z której robiłam placuszki, surówki, a ostatnie trzy sztuki powędrowały do moussaki. Tradycyjnie do przyrządzenia tego dania używa się bakłażana, ale to jest wersja alternatywna i równie smaczna.
 
 
Na porcję dla 4 osób:
 
3-4 duże cukinie
600g chudej mielonej wołowiny
puszka pomidorów
przecier pomidorowy
szklanka wina
cebula
2 ząbki czosnku
oregano
natka pietruszki
oliwa z oliwek
masło
2 łyżki mąki
300 ml mleka 2%
300g żółtego sera o wyrazistym smaku
gałka muszkatołowa
sól, pieprz

Zaczynamy od zeszklenia na maśle posiekanej cebuli i czosnku. Najlepiej robić to na bardzo głębokiej patelni lub w dużym garnku, bo po chwili do cebulki dodajemy mielone mięso, solimy, pieprzymy i smażymy na dużym ogniu.

Najpiękniejszy zapach w kuchni - cebula na maśle...
 
Kiedy mięso trochę się zrumieni, dodajemy szklankę wina (ja miałam zamrożoną porcję), puszkę pomidorów w kawałkach, łyżkę przecieru pomidorowego, posiekaną natkę i szczodrą ilość oregano. Całość dusimy pod przykryciem na małym ogniu przez 30-40 minut.

Aromatyczna para pokryła obiektyw aparatu.


 
Kiedy mięsny sos nabiera charakteru, pora na cukinię. Można po prostu uzmażyć ja na patelni i osączyć z tłuszczu na papierowym ręczniku, ale jeśli Wasz piekarnik wyposażony jest w funkcję grilowania, warto pokrojoną w centymetrowe plastry cukinię ugrilować. Pieczemy tak dlugo, aż zacznie się lekko brązowić.
 
 
Teraz pora na beszamel. W rondlu rozpuszczamy 30 dkg masła i dodając 2 łyżki mąki, robimy zasmażkę. Trzeba mieszać szybko i nie smażyć zbyt długo, żeby nie nabrała przypalonego aromatu. Gotową zasmażkę zalewamy powoli mlekiem, cały czas energicznie mieszając. Zmniejszamy temperaturę palnika i mieszając powoli podgrzewamy, aż sos zacznie gęstnieć. Doprawiamy wtedy solą, szczyptą gałki muszkatołowej i dodajemy starty żółty ser (150-200g).
 

Mieszam energicznie drewnianą łyżką
 
Czynności finałowe - łączenie poszczególnych elementów. W natłuszczonym masłem naczyniu układamy warstwę cukinii, którą przykrywamy cienką warstwą sosu mięsnego, ją z kolei pokrywamy cukinią, drugą warstwą sosu i wykańczamy wszystko resztą cukinii. Przekładaniec zalewamy sosem beszamelowym i posypujemy resztą sera.
 



 
Moussakę pieczemy około 40 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Najlepiej kontrolować danie, co kilkanaście minut, żeby ser się nie przypalił.
 
 
Uff... dużo pracy! Ale mlaskanie przy stole i prośby o dokładkę wynagrodzą trud :)