wtorek, 31 sierpnia 2010

Panna apteczna

Jesień to najintensywniejszy, jeśli chodzi o zapełnianie spiżarni, okres w roku. Oczywiście, dla tych którzy spiżarnie posiadają. Dla pozostałych, w tym dla mnie, to czas upychania słoików, puszek i torebek w schowku, szafach i zamrażalniku.
Wśród przygotowanych na zimę dobroci nie może zabraknąć suszonej mięty. Tę dostałam w prezencie od mojej Mamy. Będzie przechowywana w puszce (foliowe torebki się nie nadają), o ironio po zupełnie "nieleczniczej' herbacie.


Taka mięta, szczególnie jeśli macie pewność co do jej ekologicznego pochodzenia, to cenna rzecz. Tym bardziej, że z dużej ilości świeżej otrzymujemy tylko garść suszonej herbaty. Ale warto. Smak jest niepowtarzalny.
Przygotowując takie zapasy, czuję się trochę jak panna apteczna. Kto to taki? Kobiety, które na polskich dworach szlacheckich pełniły bardzo ważne funkcje.

Dworskie apteczki, prowadzone przez panny apteczne, znajdowały się zazwyczaj w specjalnych pomieszczeniach, w sąsiedztwie spiżarni. Znajdziemy tu tradycyjne środki lecznicze stosowane przez babcie, matki czy piastunki. Królują oczywiście zioła, obok nich swojskiego pochodzenia domowe przetwory, takie jak octy winne, lecznicze nalewki, wina zaprawiane ziołami. Przepisy zbierano i przechowywano przez całe lata w specjalnie prowadzonych zeszytach. Domowa medycyna bazowała głównie na wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie, stale poszerzanej dzięki wydawanym kalendarzom, czasopismom i książkom (...) Na jednej stronie takiej księgi był tekst modlitwy, obok przepis na babkę wielkanocną, a dalej porady praktyczne, dotyczące stawiania baniek...

Tak pisze w swoim tekście na stronie panacea.com.pl pani Barbara Maciejewska.

Brak komentarzy: