poniedziałek, 29 listopada 2010

Francuzki nie tyją, ale czy są szczęśliwe?

Właśnie skończyłam czytać książkę Mirelle Guiliano Francuzki nie tyją. Autorka sprzedała swój poradnik w milionach egzemplarzy, więc i ja chciałam poznać sekrety szczupłego ciała Francuzek.

Książkę czyta się szybko, jest ciekawa, dowcipna, ładnie wydana. Pani Guiliano przekonuje, że kulinarne nawyki mieszkańców znad Sekwany są nie tylko gwarantem szczupłej sylwetki, ale i szczęścia. Podane receptury budzą jednak moje wątpliwości. Może dzięki zapiekance z kalafiora oraz chłodnikowi jogurtowo-buraczanemu moja dieta będzie lżejsza i zdrowsza, ale czy tarta jabłkowa na liściach kapusty uczyni mnie szczęśliwą? Nie wyobrażam sobie jeść czegoś takiego! Poza tym zbyt często w książce pojawia się słowo "oszustwo". Jeden z rozdziałów zatytułowany jest nawet Więcej przepisów, które cię oszukają. Autorka namawia do stosowania podanych przepisów, które oszukają nas samych i nasz organizm. Wątpię jednak by udało mi się wmówić sobie, że jem tartę owocową, podczas przeżuwania kapusty z jabłkiem.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że Francuzki nie tyją inspiruje. Autorka zachęca do przeprogramowania naszego myślenia o jedzeniu i stosowania na codzień zdrowej, zbilansowanej diety, wcale nie pozbawionej przyjemności (czekolada, pieczywo, wino).
Ciekawy i prosty jest też sposób na postawienie pierwszych kroków ku zdrowszemu życiu. Przez trzy tygodnie należy zapisywać wszystko co się zjadło i o której godzinie, dzień po dniu. Potem, analizujemy listę, by zidentyfikować wrogów. Następny krok to zmniejszenie spożycia tuczących produktow lub zastąpienie ich zdrowszymi oraz włączenie odrobiny ruchu i sportu. Brzmi banalnie, ale działa (u mnie już kilogram mniej!). Prosty sposób, mało wyrzeczeń. Jeśli jednak chodzi o przepisy, wolę czerpać z książki o diecie south beach. Nie oszukujmy się, dieta to dieta.

Brak komentarzy: