Święta, święta i po świętach... Choć było smacznie i leniwie, z radością myślę o dniach wypełnionych pracą i lżejszą dietą.
Ale zanim to nastąpi, chciałam Wam jeszcze pokazać kilka zdjęć z podróży do Lizbony, którą P. odbył tuż przed Wielkanocą. Była to podróż służbowa, ale, jak to bywa w kraju o takich tradycjach kulinarnych, business lunch'e nie były przykrością...
Złamał mi tymi zdjęciami serce (Serce Karczocha). Tym bardziej, że trzy lata temu miałam okazję przekonać się osobiście o smaku portugalskich specjałów.
Jeszcze w akwarium, ale za chwilę na talerzu... homary....
Okolice Lizbony
Najlepsza rzecz na świecie - grilowana ośmiornica
Stragan z pieczonymi kasztanami, a poniżej te pyszne maleństwa.
Sangria i krewetki, czyli skromna kolacja...
A na deser: pyszne, kremowe, aksamitne... pasteis de nata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz