niedziela, 9 października 2011

La Tomatina - nowa ambasada Włoch w Warszawie

Dwa tygodnie temu wybraliśmy się na spacer, którego celem była nasza ulubiona włoska restauracja na Ochocie - Vera Italia. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że knajpka z ulicy Sąchockiej po prostu... zniknęła! Nie wiem, co się stało z tym lokalem, bo na stronie restauracji nie ma żadnego komunikatu, co, jako fani i stali klienci, uważamy za duże niedopatrzenie.

Ale to już nieważne. Człowiek makaron jeść musi, więc w sobotę wybraliśmy się na kolację do nowo otwartej na Kruczej 47 La Tomatiny.


Zachęcająca witryna, przez którą widać krzątającego się szefa kuchni. Wnętrze proste, ładne i przytulne.


Menu? Choć z jednej strony cieszy duży wybór dań (samych przystawek i rodzajów pieczywa są 23 rodzaje!), to ilość pozycji jest przytłaczająca. Długo zastanawiamy się nad wyborem.
Ostatecznie ja decyduję się na carpaccio (29zł), a P. na bruschettę pomodoro (22zł). Obie przystawki są przepyszne, co świadczy o dobrej jakości składnikach. W tak prostych daniach nie da rady ukryć taniego sera, czy podróbki octu balsamicznego. Focaccia, którą dostaję do carpaccia staje się moją obsesją i zostawiam sobie połowę placka na deser.

Takie dobre, że zanim wyciągnęłam aparat, bruschetta już jest nadgryziona.


Po przystawkach kelnerka przynosi dania główne: dla mnie tortellini z nadzieniem ze szparagów i ricotty (33zł), a dla P. spaghetti ragu-bolognese (29zł). Oba dania bazują na ręcznie robionym makaronie, ugotowanym na modelowe al dente. Tortellini są pyszne, choć smak szparagów tłumi wyrazisty serowy sos. Mimo to danie bardzo mi smakuje. P. narzeka na sos - mało mięsny i jest go niewiele w stosunku do makaronu.



Na deser wybieramy profiterol - ptysiowe kuleczki w czekoladzie i gruszkę duszoną w winie, ale... ich nie ma. Restauracja jeszcze nie podaje tych deserów, ale w menu widnieją. Spore rozczarowanie. Zapychamy więc aorty porcją tiramisu (14zł) na spółkę. Boskie! (a ja dojadam jeszcze focaccię).

Tiramisu nie z ketchupem, tylko z sosem truskawkowym.

Z La Tomatiny wychodzimy najedzeni i w dobrych humorach. Drobne niedociągnięcia nie popsuły posiłku. Za dwudaniową kolację z deserem i napojami zapłaciliśmy 130zł, co jest dobrą ceną za tą jakość jedzenia.
W każdym daniu widać i czuć, że szef kuchni spędził we Włoszech 11 lat (jak zdradziła nam kelnerka). Chętnie wrócę do La Tomatiny, żeby spróbować pizzy, spaghetti vitello z cielęciną, porem i pastą truflową czy tagliatelle z sosem miodowo-chilli z krewetkami. No i oczywiście wierzę, że uda mi się spróbować ptysiowego deseru :)

Najlepsza recenzja La Tomatiny.


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Szkoda, że to w Warszawie!

Anonimowy pisze...

Niestety to marna kopia (piszę o Menu) innej znakomitej warszawskiej restauracji.

Wstyd, nie dorastacie im do pięt !!!!

Anonimowy pisze...

A czy La Tomatina ma cos wspolnego z ta restauracja? Kuchnia wloska to kuchnia wloska. Trudno osadzac za to, ze maja w menu pizze i tortellini... To jakby winic chinskie restauracje za to, ze wszystkie serwuja won ton!

Anonimowy pisze...

Grunt, że jedzenie jest dobre. A ze dania te same? to tylko sluzy klientowi, bo restauracje rywalizuja.

Anonimowy pisze...

Nie ma co długo zastanawiać się nad menu. Firma jedzie na długach. W sądzie już jest wniosek o eksmisję. Tacy zdolni menedżerowie.