sobota, 9 października 2010

Z ziemi włoskiej do Polski

Weekend w domu, to zawsze dylemat: gotować wystawny obiad, na który brak czasu w tygodniu czy odwiedzić jakąś wspaniałą restaurację, których w Warszawie nie brakuje? Dzisiaj zwyciężyła opcja druga. Poniekąd, za sprawą obejrzanego wczoraj filmu Jedz, módl się i kochaj (bardzo słaby) nabraliśmy ochoty na pizzę. Ilość punktów gastronomicznych serwujących to danie nie przekłada się niestety na jakość i trzeba wielu prób, by znaleźć najlepszą pizzerię.

Uwielbiam Vera Italia na Ochocie (ul. Sąchocka 5). Jest jak mała ambasada Włoch - po przekroczeniu progu w zaczarowany sposób przenosimy się do ojczyzny Michała Anioła (choć wystrój nie nosi śladów pędzla, ni dłuta Mistrza). Restauracja mieści się w niepozornym budyneczku, wyglądajacym jak solidny barak. Wnętrze jest proste, trąci lekko kiczem, tynk miejscami ulega sile grawitacji, ale całość jest bardzo przytulna i od razu czujemy się tam swobodnie i u siebie. Na wprost drzwi ustawiono ladę chłodniczą, tak więc wchodząc od razu zauważamy wspaniałe tiramisu. Warto zostawić na nie trochę miejsca w żołądku. Ale nie będzie to proste...
Karta jest bogata, a wszystko pyszne. Do naszych ulubionych należy zupa rybna z owocami morza, pizza frutti di mare oraz makarony. Dzisiaj zamówiliśmy pizzę z owocami morza, którą trudno opisać słowami. Popatrzcie sami...




Dobrą recenzją i znakiem jakości restauracji jest również fakt, że często można spotkać w niej rodowitych Włochów, w porze obiadowej trudno o stolik, a gościem bywa pani Tessa Capponi Borawska z rodziną. Jedyny  minus, niestety duży, to możliwość palenia w restauracji. W słabo wentylowanej sali roznosi się zapach dymu, przenikając do kącika dla niepalących. Może odebrać apetyt. Miejmy nadzieję, że i to się z czasem zmieni.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Piszesz tak sugestywnie, że ślinka cieknie! I świetne zdjęcia.